Mistrz Bogdan

„Ze wszystkich rzeczy najbardziej bezbronni jesteśmy

wobec upływającego czasu” (Anna Kamieńska)

Nie jest odkrywcze stwierdzenie, że całe życie każdego człowieka jest wypełnione niezliczoną ilością dowodów miłości Bożej. Jest to tym bardziej wyraźne jeżeli potrafimy „zatrzymać się” na chwilę i sporzeć na dotychczasowe życie, na zdarzenia, sytuacje, rozejrzeć się wokół. Dostrzeżemy wtedy ogrom darów i ich różnorodność, zrozumiemy ich wartość, hojność Dawcy i nieustanne obdarowywanie.

Jest też taki czas, takie momenty, w których doświadcza się miłości Bożej w „sposób szczególny”. Ten sposób szczególny to obdarowanie nas wszystkich (członków Oddziału Poznańskiego Towarzystwa Tatrzańskiego) Mistrzem Bogdanem Marcinkowskim. Był zawsze dla nas Osobą szczególną, osobą o wielkim autorytecie. Miał niesamowitą zdolność zachwycania się. Kiedyś przed laty opowiadał jak śniło mu się, że życie jest szczęściem, ale obudził się i stwierdził, że życie jest służbą. Więc służył (starał się służyć jak najlepiej), a w służbie odnalazł radość. Mówił dalej, że warto uwolnić swoje serce z nici zagmatwań i tysiąca niedorzecznych pożądań, że trzeba otworzyć się ku życiu. Po prostu mamy żyć! Radość przepełni wtedy serca nasze i wróci chęć do życia. Słońce zaświeci, a my zaczniemy tańczyć. A kiedy będzie padał deszcz, możemy pogwizdywać. Odczujemy, że zostaliśmy stworzeni dla radości. Tak też się działo …

Wtedy gdy szliśmy w lesie, a On grał na mandolinie. Gdy okrążaliśmy trzykrotnie wieżę widokową na Dziewiczej Górze (ok. 50 par) tańcząc i śpiewając (na melodię: Mowa ojczysta) Poloneza Żywieckiego. Pan Bogdan szedł na czele (prowadził) i grał ...Było to piękne, urokliwe i zapadające w serducha. Nieraz powtarzał, że Bóg szanuje każdego, gdy pracuje, a kocha każdego gdy ten śpiewa. Piękno osobowości Pana Marcinkowskiego było otwartym listem polecającym, który z góry zdobywał dla Niego nasze serca. Żartował też sobie mówiąc, że kto nigdy nie polował i nie kochał, kto nigdy nie szukał zapachu kwiatów i nigdy nie poruszył się przy dźwięku muzyki, ten nie jest człowiekiem, lecz osłem. O muzyce i śpiewie mawiał często, że są jednym ze sposobów rozróżniania dobra i zła; jedynym ze sposobów poznawania tego co dobre. I tak naprawdę wszystko jest zrozumiałe dla rozumu mającego miłość. Mając to wszystko na uwadze i będąc bardzo „prawym”, dobrym człowiekiem małe rzeczy zachowywał dla tych, których kochał, natomiast wielkie należały do wszystkich. Obdarowywał nas też swoimi spostrzeżeniami np. „Wszystko jest trudne zanim stanie się proste”... i „W każdej podróży na mecie spotyka się siebie samego, ale to się przemilcza”, a także „Malutka przestrzeń w sercu jest równie wielka, jak ten ogromny wszechświat. Są tam niebo i ziemia, słońce, księżyc, gwiazdy..., ogień, błyskawica, wiatr i wszystko”. …

Pan Marcinkowski z twarzą, na której stale bawił uśmiech jasny, serdeczny, wywierał cichy, zbawienny wpływ na otoczenie, na nas wszystkich.

Począwszy do lat 90-tych do czasów przed pandemią na wszystkich spotkaniach (na których bywał) pojawiał się ze swoją słynną mandoliną. W latach 2000 – 2019 nie było chyba takiej prelekcji, żeby przed „slajdami”, przed wystąpieniem prelegenta i później po, nie grał Mistrz Marcinkowski. Wszystkich wciągał do śpiewu (ponaglał), dla każdego miał przygotowane materiały i zawsze na temat danego utworu opowiadał ciekawe historie. Tak było nie tylko na prelekcjach ale także na imprezach Oddziału Poznańskiego: Na powitanie Nowego Roku na Dziewiczej Górze, na rajdach po Puszczy Zielonce, po Wielkopolskim Parku Narodowym, w Kicinie, na obrzeżach puszczy, w Wierzenicy, w Poznaniu, na Święcie Siwka (dla uczczenia najstarszych przewodników), na spotkaniach w Mosinie Pożegowie, przy Głazie Wł. Zamoyskiego, na wędrówkach wokół jezior, pośród rogalińskich dębów, na Ścieżce im. A.Cieszkowskiego, na Drodze Różańcowej (Kicin-Wierzenica), na Szlaku Niepodległości, w Kaskader Parku w Kobylnicy, na Szlaku im. Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, w kościele w Kicinie i Wierzenicy, w Szkole im. A.Cieszkowskiego w Kicinie, na wystawach fotograficznych (wernisażach), w Domach Kultury w Poznaniu, dla uczczenia Jarka Preislera, Staszka Krajny „Siwka”, Jurka Bogdanowskiego, Ryszarda Wiktora Szramma, po Misteriach Wcielenia, po Misterium Męki Pańskiej, na koncertach, na spotkaniach z poezją i muzyką i w wielu innych miejscach, zdarzeniach, sytuacjach, szczególnych i mniej szczególnych (ale zawsze ważnych) spotkaniach.

Mistrz Marcinkowski nauczył nas wielu pieśni. Wymienię te które najbardziej zapamiętaliśmy: „Puszcza, puszcza”, „Cześć Polskiej Ziemi!”, „Mowa Ojczysta”, „Panie przyjdź (Nim Świt obudzi Noc)”, „Korona Gór”, „Pieśń o Wesołości” (Melodia S.Moniuszki), „Polska Moja Miłość”, „Kto raz wzniósł się na szczyty”, „Pokochaj Poznań”, „Idzie dysc”, „Podróżnik”, „Maszerują zuchy lasem”, „Ogniska już dogasa blask”, „Polonez Żywiecki”, „Piosenkę zanućmy społem”, „Hej te nase góry”, „Na Wawel”, „Pod żaglami Zawiszy”, „Góralu czy Ci nie żal”, …..mnóstwo tych pieśni i to ojczyźnianych, patriotycznych, turystycznych, góralskich, biesiadnych, religijnych, bardzo dużo kolęd i takich pieśni bardzo melodyjnych, pozostających w sercach np. : „Zapomnisz” czy „Już z ogniska iskra tryska”, „Pieśń Konfederatów Barskich”, „Rota”, „Pożegnanie” i wiele innych, które już zawsze będą Nam się kojarzyć z naszym przyjacielem Mistrzem Marcinkowskim. Pragniemy dodać, że nasz Kolega Bogdan był zawsze przed czasem, przygotowany, skrupulatny, poukładany, pedantyczny, bardzo życzliwy, uśmiechnięty, pracowity, przyjacielski i po mistrzowsku artystyczny. W swojej kolekcji miał trzy mandoliny, dużo różnych śpiewników (z tych ulubionych to: śpiewnik kresowy, harcerski, ojczyźniany, górski) i często powtarzał:

„Śpiewania słodka potęga.

Zjadliwe zgryzoty płoszy,

Śpiewanie do serca sięga,

Jest źródłem wszelkiej rozkoszy”,

a także, że: „O Polsce rozkosznie i śpiewać i śnić”.

Każde dotknięcie strun mandoliny przez kolegę Marcinkowskiego było dotknięciem Mistrza. Instrument w ten sposób zyskiwał na wartości, a my byliśmy zauroczeni Naszym Mistrzem i cieszyliśmy się z każdego takiego z Nim spotkania. Jedną z tajemnic długiego życia Naszego Przyjaciela Mistrza było stałe podtrzymywanie ciekawości świata. Szczęście czerpał z poznawania i podziwiania, a do tego miał ogromną zdolność zachwycania się. Zawsze żegnał się z nami zawołaniem: Czuj duch. Zadaniem i celem Mistrza Marcinkowskiego było szukać prawdy, kochać piękno, chcieć dobra, czynić najlepsze.

Czuj duch! Mistrzu i Przyjacielu

Leszek Lesiczka