10.11.2018, Święto Gór na Nizinach
Tegoroczne Święto Gór na Nizinach przypadało na dzień 10 listopada, w wigilię setnej rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego i stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Stawiliśmy się liczną gromadą, niemal punktualnie o godzinie 9.00 rano w Kicinie. Miejscem zbiórki była Szkoła Podstawowa im. Augusta Cieszkowskiego. Znalazł się wśród nas prawdziwy góral – Szymon Baron, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego z Bielska Białej. Budził respekt już samą posturą, zaś godny podziwu był jego hart: na spotkanie przybył w t-shircie, a na bosych nogach miał sandały.
Wielu z nas przyniosło ze sobą biało-czerwone flagi, natomiast wszyscy
– gorące serca i radość z uczestniczenia w kolejnym rajdzie po
Puszczy Zielonce. Rajd był o tyle niezwykły, że łączył się z otwarciem
nowej trasy, pod nazwą Szlak Niepodległości. Powstała ona z inicjatywy
Leszka Lesiczki z Poznańskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa
Tatrzańskiego. Jej przebieg wytycza czternaście drewnianych krzyży; na
każdym z nich widnieje fotografia kamiennej płaskorzeźby, obrazującej
poszczególną stację Męki Pańskiej. Najpierw jednak, zgodnie ze
zwyczajem, uwieczniliśmy się na wspólnej fotografii. I za naszym
przewodnikiem, prezesem Leszkiem Lesiczką, ruszyliśmy w stronę
pobliskiego lasu. Na jego skraju czekał ksiądz Jerzy Stachowiak, wszak
bez błogosławieństwa w nową trasą wyruszyć niepodobna. W tym właśnie
miejscu szlak się rozpoczynał i tu nastąpiło uroczyste jego otwarcie.
Historycznej chwili przecięcia biało czerwonej wstęgi towarzyszyła gra
na waltorni (rogu), w wykonaniu naszego druha Pawła Szafrana z
Poznańskiej Filharmonii. Potem ktoś zaintonował pierwszą zwrotkę hymnu,
co wszyscy ochoczo podjęliśmy. W końcu przemówił ksiądz, a słowo
jego było bardzo krzepiące. Każdemu z nas, po kolei uścisnął też dłoń,
w ten sposób niejako wyprawiając nas na nowy szlak.
Las przyjął nas w malowniczym dostojeństwie mgły. Pod butami szurały
liście, flagi odcinały się bielą i czerwienią od stonowanego jesiennego
kolorytu pejzażu. Stanu ducha nie zakłóciły nam dobiegające z
leśnej głuszy odgłosy warczącej piły. Poza tym nie dochodziły żadne
odgłosy ptaków, czy zwierząt, tylko mgła, snująca się u wylotu
leśnych duktów, stanowiła prawdziwą gratkę dla fotografujących
piękno przyrody. Przy czternastym krzyżu odmówiliśmy dziesiątkę
różańca w intencji tych, spośród nas, którzy
przeszli do wieczności. I zaczęła się prawdziwa sesja
fotograficzna.
Całe bractwo ochoczo pozowało do wspólnej fotografii, i to w kilku ujęciach. Rajd został szczęśliwie ukończony. Wróciliśmy do szkoły, gdzie czekał nas poczęstunek. Co prawda trudno było się zmieścić na malutkich krzesełkach, przy malutkich ławkach, udających stoły. Ale atmosfera panowała rodzinna i serdeczna. Wyśmienity żurek, zagryzany świeżuteńkim chlebem, stanowił nie lada rarytas po przebytych kilometrach. A do tego kawa, herbata oraz ciasta własnego wypieku, że palce lizać!
Przygotowano też dla uczestników rajdu strawę duchową. Wszak
„niesamym chlebem...”. Najpierw jednak - szczególnie
aktywnym członkom naszego Oddziału - prezes Leszek Lesiczka wręczył
pamiątkowe dyplomy i albumy. Gromkie oklaski były wyrazem
ogólnej aprobaty. Następnie wysłuchaliśmy bardzo ciekawego
wystąpienia na temat dziejów naszej ojczyzny, począwszy od
czasów sprzed zaborów, poprzez rzeź Pragi aż do wybuchu
Powstania Wielkopolskiego. Prelegentem był prof. dr hab. Witold
Tyborowski. Swą wypowiedź ubogacił prezentacją, wyświetlaną na
rzutniku. Tak świetną lekcję historii długo będziemy pamiętać.
Później głos zabrał nasz kolega, znany fotografik Antoni Rut,
który podzielił się swym doświadczeniem dotyczącym warsztatu
fotograficznego oraz pokazał własne zdjęcia plenerowe. Po nim swoje
wiersze czytała członkini naszego Oddziału, poetka ze Związku
Literatów Polskich, Maria Magdalena Pocgaj.
Na koniec, zgodnie z tradycją wszystkich naszych spotkań, zaczęło się
wspólne śpiewanie. Na gitarze akompaniował nam Lech Rugała.
„Puszcza”, „Korona gór”,
„Hej, górol ci jo górol” i inne pieśni
rozlegały się w szkolnej przestrzeni, bo inaczej być nie mogło. No i
cóż, nadeszła pora rozstania. Mocne uściski jako wyrazy
przyjaźni i sympatii muszą nam wystarczyć do kolejnych spotkań,
które przypadną już niedługo.
Tekst: Maria Magdalena Pocgaj,
Fotografie: Lech Rugała